sex opowiadania:
Nawet się nie odwrócił jak odchodził. Ileż to razy zapewniał, że kocha, lubi i szanuje. A teraz? Czy kocha? Czy lubi? Czy szanuje? Wciąż go widzę jak odchodzi, jak wsiada do samochodu, otwiera okno i puszcza jakąś muzykę. Muzykę? Zwykłe dudnienie na jedno kopyto. Stoję i patrzę na niego. On na mnie nie. Ruszył i pojechał. Zakręt i już go nie ma. Zamykam się w pokoju i przez zamglone oczy wpatruję się w telewizor. Po co gra? Po co jest? Kto go wynalazł? Po co? Czy miał jakiś cel? Czy ktoś mu za to zapłacił? Setki pytań w głowie na temat głupiego przedmiotu. Opadam z sił. Kładę się na kanapie i zasypiam. W głowie wciąż powtarzające się słowo „spierdalaj”. Zero miłości i uczucia. Wyrachowanie w najczystszej postaci? Na pewno? Kim dla mnie był? A kim ja dla niego? Co czuł? A co ja czuję? Kim jest? Kim ja jestem? Sen. Sen. Sen.
Król na tronie a obok królowa. Wpatrzeni przed siebie. Pusty wzrok. Sen. Sen. Sen. Pobudka.
W telefonie sms. Krótki. „Czy coś do ciebie czułem? Nie. No i co z tego. Dobrze było, ale się skończyło. Zapomnij króliczku”. Nie odpisuję. Kasuję. Zapominam. Nie zapominam – pamiętam. Wciąż pamiętam, chociaż tak bardzo chcę zapomnieć. Minęło tak mało czasu. Wróci? Nie wróci. Nie wróci! Nie wróci! Na pewno nie wróci. Nie ma po co wracać. Kto na niego tutaj czeka? Zapłakana osoba szukająca szczęścia we śnie? Kasująca wiadomości i próbująca zapomnieć. Osoba, która nie ma chęci zadzwonić. Chęci? Tego pieprzonego pragnienia żeby złapać telefon, wykręcić numer i usłyszeć głos. Jego głos. Cichy, ale jego. Ważne, żeby to był on. Nie dzwonię. Dzwonię. Nie dzwonię. Dzwonię. Nie odbiera. Jeszcze raz i znów to samo. Nie odbiera. Po godzinie próbuję jeszcze raz. Odebrał. Nic nie powiedział. Nie przeprosił. Nie powiedział jednego dobrego słowa. Nic nie mówił. Potok słów z mojej strony powinien wystarczyć. Koniec rozmowy. Telefon leży na stole. Nie dzwoni.
Po dwóch godzinach zadzwonił. Krótka rozmowa i przyjeżdża. Od drzwi rzuca się na mnie i rozbiera. Bez słów. Bez przepraszam oddaję mu się. Czuję się jego. Jestem jego. Jestem zdobyczą, którą rzucił, ale, do której wrócił, aby dokończyć dzieło. Łóżko a my obok. We dwoje, rozebrani, splątani ze sobą więzami sztucznej miłości i prawdziwej namiętności. Zero szacunku, zero miłości. Zostało tylko pragnienie seksu. To nie było uprawianie miłości, ale czysty pieprzony seks. Do buzi, w tyłek, wytrysk, wynocha. Odjechał. Znów przed telewizorem. Wiadomość od niego: „Fajnie było. Kiedy to powtórzymy”. Odpisuję, że chcę teraz. Przyjeżdża po godzinie. Kuchnia, terakota a my na niej. Namiętność i skurwienie. Z obu stron. Czujemy to. On, bo rzucił, ale wraca żeby się pieprzyć. Ja, bo nie chcę go znać a stoję przed nim nago. Seks i wynocha. Nie chcę żeby wracał. Nie chcę. Tak bardzo nie chcę, że znów do niego dzwonię. Odebrał i znów przyjechał. Zero seksu. Obejrzeliśmy film pijąc kawę i jedząc chipsy. Po seansie zasnęliśmy w sypialni czując odór seksu w powietrzu.
Budzimy się z samego rana. Wyrzucam go z domu. Chcę samotności. Teraz i już. Obiecuje, że już to nie wróci. Mam nadzieję, że nie wróci. Już nie chcę. Wieczorem znów go chcę. Znów go pragnę i znów do niego piszę. Nie odpisuje. I dobrze. Nie chcę go. Zasypiam z telefonem i pilotem w rękach. Rano wstaję z kanapy z obolałymi plecami. Czuję każdy mięsień i każdą kość. Prysznic i do pracy. Nie idę. Dzwonię, że choroba mnie dopadła. Przyjmują do wiadomości.
Samotność to taki piękny stan, w którym można się koić ciszą. Nikogo nie ma. Nikt nie dzwoni. Nikt nie pisze. Jest pięknie. Przyjeżdża. Znów seks. Na szybko i bez zbędnych słów. Ubrania na podłodze, my na nich a na nas pot. On na mnie, ja na nim. Od przodu, od tyłu. Pocałunek, drapanie, oddechy. Miłość wraca, ale odpędzam ją. Miłość uciekła szybko, ale namiętność nie chce. Wciąż go pragnę. Jest moim panem. Oddaję mu się bez reszty. Bierz mnie. Tu i teraz. Chcę ciebie w sobie. Teraz. Wchodzi, wychodzi, wchodzi, wychodzi. Bierz mnie i nie pytaj, dlaczego, nie pytaj, po co, nie pytaj. Po prostu nie pytaj. Jestem dla ciebie. Ty nie musisz być dla mnie. Nie boję się ciebie, choć chcę. Nie jesteś już mój, ale teraz to ty masz mnie. Zrobię wszystko, o co poprosisz. Mam chęć na ciebie, teraz i w tej chwili. Nie patrz na mnie tylko pieprz. Czy to takie trudne? Szybkie oddechy wypełniają przestrzeń wokół nas. Słyszymy tylko to. Nic więcej. Kochamy się, tfu, uprawiamy seks. Jesteśmy dla siebie stworzeni, choć miłość minęła. Pasujesz do mnie a ja do ciebie. Nie chcę tego i oddalam od siebie tą myśl. Całujesz mnie głęboko i namiętnie. Pragniemy siebie. Choć nie chcemy tego pokazać to pokazujemy. A jednak. Kurwa, jakie to brudne. Nie kocham cię a się z tobą pieprzę. Ty mnie nie kochasz a teraz mnie posuwasz. Trzymasz mnie za biodra jakby od niechcenia. Nie chcesz tego, ale mnie posuwasz. Ja nie chcę ciebie, ale się wypinam. Jesteśmy zdegenerowanymi, brudnymi ludźmi. Nas nie powinno być. Kończysz, smakuję ciebie po raz ostatni. Wiem, że nie był to ostatni raz. Oszukuję siebie. Zasypiam na podłodze. Ty wychodzisz. Leżę nago aż do twojego powrotu. Przyniosłeś szampana. Prowadzisz mnie do łazienki i myjesz. Ja nie żyję, nie wiem, co się dzieje. Wciąż mam zamknięte oczy. Słyszę, co mówisz. Spłukujesz pianę i całujesz mnie. Z przodu i z tyłu. Znów chcę być dla ciebie. Ty nie słyszysz moich myśli. To dobrze, nie chcę żebyś słyszał. Wycierasz mnie i idziemy do sypialni. Seks odchodzi w zapomnienie. Na chwilę. Polewasz szampana i pijemy. Rozmawiamy po raz pierwszy od dłuższego czasu. Tak prawdziwie. Czujemy się znów bliscy sobie. Rozmowa poprzedzona kilkoma dniami seksu. Cały dom pachnie seksem. Wszędzie. Wciąż na mnie patrzysz. Choć na chwilę zamknij oczy, proszę. Nie słuchasz. Patrzysz nawet jak sikam. Jesteś zboczony. Rozmowa jakaś nieciekawa, nie klei się. I ja i ty wiemy, że leżymy na łóżku tylko po to, żeby za chwilę zedrzeć z siebie ubrania i znów tarzać się w pościeli. Czekamy rozdygotani. Czegoś się boimy? Czego? Nocy? A niech nadchodzi.
Kurwa, jakie to trudne. Niby nic takiego. Zwykła miłość, zwykłe zerwanie, niezwykli my. Ty, niechcący związku, rzucasz mnie i odchodzisz, aby wrócić i mnie pieprzyć. Ja, chcę związku a kiedy mnie rzucasz pragnę cię zapomnieć. Zapominam w sposób, co najmniej abstrakcyjny – dzwonię do ciebie. Wpadasz, bierzesz mnie i pieprzysz. Jesteśmy dziwni. Bardzo dziwni. Co z nas za ludzie? Łączy nas tylko seks. Nie mamy wspólnych zainteresowań. Ty lubisz tenis ziemny a ja stołowy. Ty wolisz piłkę nożną a ja ręczną. Ty kochasz komedie a ja horrory. Wszystko nas dzieli. Jesteśmy sklejką różnych zainteresowań i różnych typów ludzi. Łączy nas tylko seks. Tylko. Ja na tobie, ty na mnie. Liżę ciebie dotykając twojego członka. Pręży się przed ustami, ale wzbraniam się z dotknięciem jego. Liżę wszystko dookoła niego. Całuję twoje nogi, dotykam ciebie wszędzie – ale nie tam. Jedna niewinna kropelka spływa z czubka. Powoli, z gracją. Oczami wręcz błagasz o pocałunek. Nie teraz. Może potem. Później. Zdecydowanie. Kolejna kropla spływa po twoim członku. Całuję go u nasady. Delikatnie, samymi wargami. Ledwie muskam. Drażnię cię oddechem. Wiem, że czujesz. Prężysz się, aby po chwili trysnąć wprost na moją twarz. Uśmiecham się, ale się nie ruszam. Dopiero teraz biorę go do ust. Namiętnie całuję i liżę. Czuję smak ciebie, czuję smak twojej spermy. Kocham cię.
Nie, jednak cię nie kocham. Nie wiem czy cię kocham. Chyba za dużo tej miłości. Trysnąłeś i cześć. Nie zadzwonię. Nie chcę dzwonić. Wychodzisz. Po dwóch godzinach wiem, że wrócisz. Już łapię za telefon, już się łączę, kiedy wysiada bateria. To jakiś żart? To jakiś znak? Od ciebie? Nie chcesz telefonu? Nie chcesz usłyszeć mojego głosu? Odpowiada mi cisza. Idę spać. Już późno.
Ranek budzi mnie deszczem. Po szybie spływają strużki wody tworząc różne wzory. Przejeżdżające samochody budzą pozostałych mieszkańców. U sąsiadów zapaliło się światło. Już czwarta rano a pan Józek dopiero na nogach. Dziś się do pracy spóźni. Pani Basia, mieszkanka domu z numerem 1 już na spacerze z psem. Osiedle powoli się budzi do życia. Dziś pan Józek nie porozmawia z panem Mirkiem. Jego już nie ma. A ja? Siedzę przy oknie w kuchni z kubkiem słabej kawy zdecydowanie przesłodzonej. Czekam na jakiś znak od niego. Wiem, że przyjedzie tylko nie wiem, kiedy. Nie doczekam się chyba. Potrzebuję mężczyzny. Tu i teraz. Dzwoni około ósmej. Pyta czy może wpaść. Jestem w domu. Nie wychodzę. Dla pracy dalej choruję. Przyjeżdża po godzinie. Delikatny pocałunek na przywitanie. Drzwi zamknięte a my już w sypialni. Stoimy nago. Bez skrępowania lustrujemy swoje ciała. Patrzę na jego mięśnie, płaski brzuch i cudownego penisa. Dopiero teraz zauważam, że włoski, które zazwyczaj zakrywały mu jajka zniknęły. Dotykam gładkiej skóry. Czuję jego zapach, cudowny, pieszczący zapach. Chcę poczuć jego smak. Ale on się nie podnosi. Nadal wisi bezczynny. Patrzy tępo w dół. Co takiego ciekawego jest na dywanie, że woli jego oglądać niż mnie? Podnoszę go dłonią. Kucam i całuję. Czuję lekkie drganie ciała. Nie chcę żebyś zbyt szybko trysnął. Daj mi go na dłużej. Proszę. Słucha. Liżę go i całuję wydając z siebie pomruki niczym nienasycona kotka. Zachłannie biorę go w usta. On łapie mnie za głowę i dociska do siebie. Z początku się dławię, ale członek szybko prześlizguję się po gardle i cały ląduje w moich ustach. Syczy. Jeszcze nie kończ. Jeszcze nie teraz. Tym razem nie posłuchał. Strzelił w moje gardło. Czując smak jego spermy przełykam.
Powiedział tylko, że to nie ma sensu. Wychodzi bez pożegnania. Kim ty kurwa jesteś, że wiesz, co dla mnie dobre? No kim? Jesteś nikim palancie. Nic nie potrafisz. Spuszczasz się po chwili. Kutas staje ci godzinę a wiotczeje po sekundzie. Ogarnij się. Kurwaaaaa. Płaczę. Po pięciu minutach bez niego wiem, że znów go pragnę. Miał rację, to wszystko jest bez sensu. Ja jestem bez sensu. Dni płaczu przeplatanego seksem. W całym domu zapach potu, spermy i papierosów. Palę paczkę dziennie. Cały dom to jeden wielki burdel niesprzątany od tygodni. Wszędzie ciuchy, gdzie niegdzie ślady spermy. Okruszki po chipsach i paczki po nich w całym domu. Popielniczki zapełnione do granic. Śmierdzi. Prysznic zrobił ze mnie człowieka. W całym domu otworzyłem okna. Wietrzę już drugą godzinę. Deszcz stanął. Słońce jakby niechętnie się przebija przez chmury. Zmiotka, kosz i do naprawy domu. Mop, woda i czyszczenie podłogi. Zza brudu powoli zaczyna pojawiać się moje mieszkanie.
Minął już rok. Pierwszy rok bez niego. Już nie płaczę. Miał rację. To nie miało sensu. Już nie budzę się nocami mając przed oczami jego twarz. Już nie śnię o nim. Już zapominam. Powoli, ale zapominam.
Normalnie żyję. Bez niego. Nie wiem, co u niego. Jego numer w komórce dawno skasowany.
To już dwa lata bez niego. Jest pięknie. Teraz nawet w burzowy dzień dla mnie słońce świeci. Czuję wolność. Otwieram drzwi a przed drzwiami on. Wchodzi powoli i uśmiecha się. Staje przede mną i zamyka drzwi. Rozbiera się do naga i staje przede mną. Chociaż moje serce bije z podniecenia pięć razy szybciej niż powinno nie robię nic. Wyrzuć go – mówi mi dobry anioł. Bierz go, tu i teraz – podpowiada ten zły. A ja stoję na środku i przyglądam się jemu. Uśmiecham się i odchodzę. Widzę jego zdezorientowanie. Stoi z wyprężonym członkiem na środku pokoju. Po chwili śmieję się do rozpuku. On nie wie, co się dzieje. To straszne się tak zbłaźnić. Podchodzi do mnie i kładzie moją rękę na jego członku. Zastygam na chwilę by zaraz rzucić się na niego. Całuję i liżę. Dotykam tak mocno, tak lubieżnie. Zrobię dla ciebie wszystko tylko pieprz mnie, proszę. Włóż go wreszcie. Nie czekaj.
To koniec mnie. Nigdy się jego nie pozbędę. Za mocno na mnie działa. Jest jak ogień i woda. Chcę go i nienawidzę. Włóż go i wyjmij. Pierdol mnie i kochaj się ze mną. Daj mi wszystko i nie daj mi nic. To wszystko jest takie trudne.
Chwila poznania powinna być chwilą godną zapamiętania. Ja jednak chcę ją zapomnieć. Nie chcę pamiętać momentu poznania. Po prostu. To takie trywialne kogoś poznać, pokochać, cierpieć przez niego, być osobą rzuconą i z każdym słowem wspominać go. Wszystko mi jego przypomina. Oglądam film i widzę przystojnego bruneta – to on. Słucham muzyki – jakby to jego słowa były. Czytam książkę – jakby to on pisał. Był geniuszem swojego zachowania. Potrafił nie używając słów zaciągnąć mnie do łóżka. To takie smutne. Rzucił mnie, ale wracał. Wracał tylko po to żeby się kochać. Nie, nie kochać – pieprzyć. To bardziej pasuje. Wchodził, pieprzył mnie i wychodził. Bez pożegnania czy jego cudownego „spierdalaj”. Co chciał to miał. Miał to ode mnie. Rzucał i wracał. I wracał. I wracał.
Minęło już tyle lat. Praca, jaką teraz mam, daje mi wielką satysfakcję. Partner, kocha mnie nad życie. A on? On jest już wspomnieniem, chociaż wiem, że gdyby stanął w drzwiach miałby mnie od razu. Bez słów, bez zbędnego gadania. Po prostu seks. Tylko seks.